Miłość unf*cked – Gary John Bishop

Miłość unf*cked – Gary John Bishop

Walentynki, to nie jest dla mnie jakiś szczególny czas w roku. Jeśli natomiast chodzi o literaturę to lubię dobierać książki do okazji. Taka dopasowana lektura wzmaga wspomnienia i w moim przypadku sprawia, że są bardziej intensywne. Co roku z okazji walentynkowego szaleństwa sięgam głównie po jakiś klasyczny romans. Tym razem stwierdziłam jednak, że sięgnę po coś z literatury rozwojowej.

I tak sięgnęłam po „Miłość unf*cked” Gary`ego Johna Bishopa. Przyznam, że gdyby tę książkę napisał ktoś inny, to nie zwróciłabym na nią uwagi. Jednak to Gary Bishop, którego cenię za poprzednie jego książki. Za kubeł zimnej wody, za dosadność i bezceremonialność, która postawiła mnie do pionu w kilku kwestiach. TUTAJ zostawiam link do mojej recenzji „Skończ z tym Sh*tem”.

O RELACJACH MOWA – MIŁOŚĆ UNF*CKED

Tym razem Bishop bierze na tapet relacje, dlaczego nie funkcjonują tak jak w filmach, dlaczego miłość nie ma nic wspólnego ze schematami, dlaczego przyzwyczajenia robią więcej szkody niż pożytku. Kieruje swoją książkę głównie do osób w związkach, lecz nie tylko. Myślę, że single również się w niej odnajdą. Szczególnie, że to co Bishop pisze jest dość uniwersalne i do wypracowania kiedy jest się w związku, i kiedy się go nie ma, albo dopiero co zakończyło się jakąś bliską relację.

Tą publikacją autor kontynuuje myśl przewodnią swoich poprzednich publikacji czyli „Zacznij od siebie” i bądź ze sobą szczery. W kolejnych rozdziałach przekonuje jak ważna jest relacja z samym sobą. To właśnie od niej musimy zacząć budować jakiekolwiek inne relacje. Uzmysławia, że skupienie się w pierwszej kolejności na sobie, na swoich czynach, słowach i zaangażowaniu sprawi, że zmieni się nasze podejście do relacji. I robi to w swoim, ironicznym stylu, wykładając kawę na ławę, bez skrupułów i zbędnego lania wody.

BISHOP W SWOIM ŻYWIOLE

Zdaję sobie sprawę, że styl Bishopa wielu osobom nie pasuje. Mnie jednak potrafi postawić do pionu. Co jest dla mnie najważniejsze – nie roztkliwia się i nie popada w moralizatorski czy patetyczny ton. Bishop serwuje otrzeźwienie, przypomina, że jak nie będziemy nad sobą pracować to nie jesteśmy w stanie stworzyć dobrej relacji – nawet z samym sobą. Stawia na szczerość nie tylko w związku z kimś, ale przede wszystkim z samym sobą. Sposobem w jaki to przekazuje może szokować i wbijać szpilki, ale jest to, w moim odczuciu, skuteczna metoda. Nie boi się mocnych słów, a w swoim przekazie jest dość klarowny, co sprawia, że przyjęcie „na klatę” wielu kwestii jest nieco prostsze, choć może uwierać. Nie jest to publikacja wybitna, jednak Gary Bishop w swoich wywodach ma wiele słuszności. Warto po nie sięgnąć.

„CHCESZ MIEĆ RACJE CZY RELACJE”

To zdanie z całej publikacji chyba najbardziej mnie poruszyło i trafiło w czuły punkt. Bishop uzmysławia, że mamy w sobie wiele cech, które burzą wszelkie relacje. Sprawiają, ze nie jesteśmy w stanie dobrze się komunikować i dać od siebie więcej relacji w której jesteśmy. Takich otrzeźwiających i stawiających do pionu zdań jest w tej publikacji o wiele więcej. Myślę, że warto te ważne dla nas wypisać na artce i powiesić w widocznym miejscu. Niech przypominają, o co w naszych związkach chodzi i niech trzymają nas w ryzach.

MOJA OCENA:7/10

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Insignis Media