La La Land – Oscarowy pewniak?

La La Land – Oscarowy pewniak?

Czternaście nominacji do Oscara i siedem zdobytych Złotych Globów i jeszcze wiele wiele innych nagród. Nie ma co ukrywać „La La Land” rozbił bank pod tym względem. Mnóstwo zachwytów. Czy słusznie? Czy zasługuje na Oscara?

MUSICAL DOSKONAŁY?

Może nie doskonały ale bardzo dobry. Muzyka jest po prostu świetna. Wpadająca w ucho. Ciągle mam ochotę do niej wracać. Soundtrack sam się broni. Nie trzeba oglądać filmu, by móc dostrzec wysoki poziom muzyczny tych utworów. To bardzo mocna strona tego filmu. Więcej o soundtracku TUTAJ. Film bez  muzyki Justina Hurwitza byłby jedynie kiepskim komediodramatem.  Bo przecież temat jest trochę oklepany. Wielkie marzenia trudne do zrealizowania, trudne wybory: kariera czy miłość. A jednak ta produkcja jest inna. Inteligentny humor sprawia, że film nie nuży. Bohaterowie nie są płascy, problemy nie są wyimaginowane. Co do zakończenia to lekko zaskakuje i może rozczarować. Mnie jednak nie rozczarowało. Takie zakończenie spowodowało, że „La La Land” nie jest bajką. 

 

Co do śpiewu i tańca anty-fani musicali będą zawiedzeni. Minusem wszelakich musicali jest brak logicznego połączenia między muzyką i tańcem a fabułą filmu. W przypadku „La La Land” wszystkie składowe są spójne. Śpiew i taniec wynikają z  obecnej sytuacji: tuż przed imprezą i po niej, w samochodzie, przy fortepianie, w restauracji, na koncercie, na castingu. Wyszło to bardzo naturalnie. Akcja ma miejsce w obecnych czasach, ale cały film utrzymany jest w klimacie lat sześćdziesiątych.

DECZKO PRZEDOBRZYLI

Mini minusikiem „La La Land” jest scena w obserwatorium, która, cóż, hmm…. wprowadza lekkie zażenowanie?  Gdy ją oglądasz myślisz „Aha…. Ok…”  Nie wiem jaki efekt chciał osiągnąć reżyser. Lekkości, poczucia magii, porozumienia dusz czy jeszcze nie wiem czego. A może, ta scena miała być synonimem miłości, która uskrzydla? Bo zdecydowanie producenci razem z aktorami pofrunęli w tej scenie. W moim mniemaniu gdyby zostali na ziemi wyszłoby im to na dobre.

RYAN GOSLING NADAL URZEKAJĄCY

Gosling jak zwykle zachwyca. Najpierw urzekł mnie swoim głosem w utworze „City of Stars” dopiero potem w filmie. Grany przez niego Sebastian jest absolutnie cudowny. Nie jest to obiektywna ocena. Po prostu Gosling jest tym typem aktora, który obojętnie co lub kogo by zagrał ja będę go wielbić.  Jak Georga Clonney`a.

PO PROSTU BARDZO DOBRY FILM

Dawno nie widziałam tak dobrze zrobionego filmu, dopracowanego w każdym calu. Od ogółu do szczegółu i od szczegółu do ogółu w „La La Land” jak najbardziej się sprawdza.  Aktorzy, muzyka, scenariusz, kadry, światło. Wszystko. Po prostu wszystko było cudne i piękne i złożyło się na naprawdę niezłą produkcję. Damien Chazelle zachwycił mnie już świetnym filmem „Whiplash”, które zdało się być jedynie preludium do „La La Land”. Obie produkcje są w jakiś sposób do siebie podobne. Jednak w „Whiplash” czegoś mi brakowało, za to „La La Land” zdaje się być kompletne.  Jest lekki, porusza ważne w życiu każdego człowieka tematy i jest pięknie podany w kolorowym cudnym opakowaniu. Czego chcieć więcej.

OSCAROWA LOTERIA

Nie raz i nie dwa  Akademia Filmowa pokazała wszystkim wszechwiedzącym przewidującym środkowy palec. Ponoć „La La Land” jest pewniakiem. Ja bym taka pewna nie była. Owszem bardzo polubiłam ten film i obejrzałabym go jeszcze raz i jeszcze raz. Jednak, czy jest to produkcja na miano Oscara? Na pewno jakieś Oscary wpadną… Pytanie czy to będzie ten w kategorii „Najlepszy film”. Wiem jedno, jest to jeden z najlepszych musicali, jakie widziałam. Wzrusza i rozśmiesza. Polecam. Bardzo.

Moja ocena: 10/10