Ania nie Andzia w serialowej wersji ma sens?

Ania nie Andzia w serialowej wersji ma sens?

Odkąd dowiedziałam się o nowej serialowej wersji „Ani z Zielonego Wzgórza” wiedziałam, że obejrzę ją na pewno. Szczerze uwielbiam wersję z lat osiemdziesiątych z Megan Follows w roli głównej. Tak też poprzeczka dla serialu była ustawiona bardzo wysoko. A pojawiające się co rusz zwiastuny potęgowały moją ciekawość i sprawiały, że coraz bardziej przebierałam nogami w oczekiwaniu.

KSIĄŻKA? FILM? A MOŻE SERIAL?

Co do książki, to czytałam ją sto lat temu będąc kapryśną nastolatką. Niewiele już pamiętam z tej lektury. W kwestii zgodności serialu z książkowym pierwowzorem nie mogę się więc wypowiadać. No i nie będę. Mogę jedynie nieco porównać filmy z lat osiemdziesiątych do nowego serialu i odwrotnie. Jednak i to nie ma wielkiego sensu. Między tymi produkcjami jest ponad 30 lat różnicy i reżyserzy obu tych produkcji, mam wrażenie, ze chcieli ukazać coś innego. Na te chwilę nie mogę powiedzieć, która wersja, filmowa czy serialowa jest bliższa memu sercu. Wiem jednak, że ta z lat osiemdziesiątych musiała ustąpić miejsca serialowi.

ZAANGAŻOWANIE

Zaplanowałam sobie popołudnie. Włączę nowy serial i popracuję co nieco na laptopie. Ta, co za mrzonki. Mimo, że znam historię rudowłosej dziewczynki na wylot to serial tak mnie wciągnął, że nie mogłam się oderwać. Koniec końców obejrzałam siedem odcinków z zapartym tchem, wzruszając się po drodze kilka razy i krzycząc po obejrzeniu całego sezonu „ What the fuck?”. Pierwszy sezon zakończył się w takim momencie, że nie wiedziałam co ze sobą począć przez następne trzy godziny.

ROZBUDOWANA HISTORIA

Moje szczątkowe wspomnienia z lektury książkowego pierwowzoru mówią mi, że historia rudowłosej nastolatki nie była tak rozbudowana jak ukazali to producenci serialu. Serial dosyć luźno traktuje główne wątki. Wiele postaci i wątków zostało rozpisanych i ogólnie napisanych na nowo. Co mi zupełnie nie przeszkadza. Wątki Mateusza i Maryli zostały pięknie poprowadzone. Przedstawione zostały niektóre momenty z przeszłości, które ich ukształtowały. Wobec Ani również  wykorzystano ten zabieg. Tak poprowadzona historia sprawiła, ze całość nabrała innych barw i dramatyzmu. Stała się niezwykle intrygująca oraz angażująca widza.

PIĘKNO

Ten serial jest po prostu piękny. Nawet Ania w swojej niby „brzydocie” jest piękna z tą romantycznością i niczym nieograniczoną wyobraźnią. Piękne zdjęcia i charakteryzacja postaci robią robotę. Do tego świetny scenariusz i świetny casting. Aktorzy do ról zostali dobrani wprost idealnie z Anią na czele. W jej rolę wcieliła się Amybeth McNulty. Całość wzrusza i bawi. Nieraz uroniłam kilka łez. A to jest w takich produkcjach najpiękniejsze.

ANIA

Rudowłosa dziewczynka została przedstawiona jako dziecko, które w życiu przeszło więcej niż niejeden dorosły. Miała bardzo trudne dzieciństwo co zostało ukazane w kilku retrospekcjach.  A i po odnalezieniu wymarzonego domu na Zielonym Wzgórzu nie było łatwo. Jedno moje porównanie do filmu dotyczy przedstawienia całości. W filmach z lat osiemdziesiątych jest to obraz nieco idylliczny. Główne problemy dotyczą Ani i tego co ona sobie wyobraża. W nowej serialowej wersji obraz Ani i mieszkańców Avonlea jest bardziej realistyczny i dramatyczny. W tym aspekcie serial góruje nad filmem.

PODSUMOWANIE

Polecam ten serial fanom tej historii, książki czy filmu. Tym, którym jest ona zupełnie obojętna również polecam się zapoznać z tym serialem. Naprawdę warto go obejrzeć. Jak już pisałam mnie wzruszył mnie do łez nieraz i rozśmieszył również. Jeśli znajdę czas z pewnością obejrzę go po raz kolejny. No i z niecierpliwością czekam na kolejne sezony.

Moja ocena: 9/10