Riverdale. Misz masz tylko dla nastolatków?

Riverdale. Misz masz tylko dla nastolatków?

Przeglądając propozycje Netflixa w pewne deszczowe pochmurne popołudnie, platforma co chwilę proponowała mi bym obejrzała „Riverdale”. Co więcej stwierdziła, że w 90% ten serial pokrywa się z moim gustem. Powiedzmy, że zaufałam algorytmowi i stwierdziłam, że obejrzę. A co!

Miałam jedynie nadzieję, że będzie to lepsza produkcja, niż ( żałosne jak dla mnie) „Trzynaście powodów”, przez które nie mogłam przebrnąć.

O CZYM TO?

Małe miasteczko, kilkoro licealnych przyjaciół, każde z nich jest z innej bajki. Do tego tajemnicza śmierć jednego z kolegów wszystko zmienia i małe miasteczko już nie jest takie jakim było. Oczywiście główni bohaterowie chcą poznać „najprawdziwszą prawdę” i prowadzą śledztwo na własną rękę. Gdyby było mało, to mamy jeszcze porachunki dorosłych, ukryte zamiary, nielegalne działania i miejscową „mafię”. To wszystko okraszone jest mniejszymi bądź większymi wątkami miłosnymi i romansami.

SERIAL DLA NASTOLATKÓW PEŁNĄ PARĄ?

Chyba tak, choć mimo moich 25 lat fabuła mnie nawet wciągnęła i obejrzałam 13 odcinków serialu w trzy dni. Nie był jakoś specjalnie angażujący, choć niektóre z intryg były naprawdę zacne. Dorośli zachowujący się jak nastolatki i nastolatki udający strasznie dorosłych to klimat tego serialu to schemat , który w tym serialu jest mocno zakorzeniony.

 Mały spoiler: tajemnica śmierci jednego z licealistów została wyjaśniona pod koniec pierwszego sezonu. Nie trzeba więc piętnastu sezonów by dowiedzieć się kto, co i dlaczego (jak w Pretty Little Liars, który swoją drogą okropnie mnie irytuje, no ale muszę obejrzeć do końca).

SERIALOWY MISZ MASZ

Nie wiem czy zabrakło jakiegoś oryginalnego pomysłu, czy co. Główne wątki to nieco oklepane już schematy.  Riverdale to mieszanka wielu serialowych produkcji. Wątek morderstwa jest łudząco podobny do tego z Twin Peaks. Bohaterowie natomiast to zlepek postaci z Plotkary, Pretty Little Liars czy One Tree Hill.  To tylko niektóre z „inspiracji”, ale jest ich o wiele więcej i serialowy freak na pewno się na nie natknie. Prędzej czy później.

ŁADNIE OPAKOWANY CUKIEREK

Taki właśnie jest ten serial. Grupą docelową mieli być pewnie licealiści, co wiele tłumaczy. Bohaterowie są piękni i młodzi . Nie mają pryszczy i brzydkich ubrań i problemów z wagą. Ich włosy oczywiście lśnią. Zdjęcia są bajkowe, domy piękne. Dorośli jak na swój wiek wyglądają na dziesięć lat młodszych. Ale przyjemnie się taką ładną produkcję ogląda. Bo jest miło i wiadomo, że za piec minut świat się nie zawali. Co najwyżej przeżyje lekkie trzęsienie ziemi.

MUZYKA

Seriale to muzyczna kopalnia. I na Spotify mam mnóstwo playlist z muzyką z seriali (ale o tym napisze w innym poście za jakiś czas). Riverdale na szczęście nie jest wyjątkiem i muzycznie bardzo się broni. Sporo jest muzyki autorskiej, wymyślonej na potrzeby produkcji, co się chwali, choć może być katastrofalne w skutkach. W przypadku Riverdale tak nie jest. Na potrzeby fabuły stworzono zespół o infantylnej nazwie „Pussycats”. Nazwa odtrąca, ale ich muzyka się broni, a covery znanych utworów wykonują naprawdę dobrze.

PODSUMOWANIE

Da się ten serial obejrzeć. Tyle. A oglądając go można robić piętnaście innych rzeczy, bo mimo ominięcia kilkunastu minut, można się połapać w fabule. Nie jest zbyt wymagający. Moim zdaniem to idealna rozrywka na lato. Raczej dedykowany młodszej widowni. Drugi sezon, jeśli się pojawi, to z pewnością go obejrzę.

 

Moja ocena: 6/10