Soundtrack La La Land – Satysfakcja gwarantowana

Ja i soundtrack La La Land jesteśmy dla siebie stworzeni. Będziemy już razem na zawsze. To związek do grobowej deski. Cudowna miłość, niestety nie od pierwszego wejrzenia. Początki naszego związku były nieco burzliwe.
Od kilku miesięcy w sieci i mediach jest ogromny hype na „La La Land”. Podekscytowanie sięga zenitu. Ci co załapali się na przedpremierowe seanse wychwalają pod niebiosa. Zazwyczaj jeśli zachodzi takie zjawisko ogromnej promocji i zachwytu nad produktem to coś tu śmierdzi. Zdecydowanie podchodzę wtedy do filmu bardzo sceptycznie. W tym przypadku jest bardzo podobnie. Film obejrzę pewnie kiedy wejdzie do mojego lokalnego kina, czyli gdzieś w lutym ewentualnie w marcu. Owszem mogłabym zobaczyć go szybciej ale nie przepadam za kinami sieciowymi i ich wysokimi cenami biletów. Pójdę na ten film, kiedy już ta cała otoczka medialna opadnie.
Stwierdziłam, że posłucham ścieżki dźwiękowej, bo w końcu to musical. Posłucham chociaż o co tyle szumu. No i przepadłam. Zdradziłam mój ulubiony „MoulinRouge”. Od kilku dni nie słucham za bardzo nic innego. Cały krążek jest utrzymany w swingowo–jazzowym klimacie lat sześćdziesiątych. Na płycie z soundtrackiem jest piętnaście utworów. Siedem utworów jest instrumentalnych a osiem utworów to piosenki. Piosenki są po prostu cudne. Lekkie i bardzo przyjemne. „Another day of sun ” śpiewana jest przez całą obsadę filmu z solowymi partiami Emmy Stone i Ryana Gosling`a. Wprowadza mnie w świetny nastrój od samego rana. To teraz taka moja poranna „strzykawka” (odsyłam do Zwierzogrodu – o tutaj). Nogi same rwą się do wesołego (w moim przypadku pokracznego) podrygiwania. Może i brzmi trochę stereotypowo, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Druga piosenka i moja absolutnie ulubiona to „City of stars”. To spokojny i melancholijny utwór, ale ile w nim emocji. Na płycie można znaleźć ją w kilku różnych aranżacjach. Jest wersja wykonywana przez Goslinga oraz Stone, którą owszem bardzo lubię. Jednak moje serca skradła wersja śpiewana jedynie przez Ryana Gosling`a. Jest jeszcze jedna aranżacja nucona przez Emmę Stone. Na płycie znajdują się jeszcze 4 utwory śpiewane. Jeden wykonywany przez Johna Legend „ Start a fire”. Można rzec, że jest bardzo przyjemny. Drugi utwór to „Someone in the crowd”, który równiej jest bardzo przyzwoity. Utwory instrumentalne uzupełniają resztę. Są jeszcze wykonywana przez Emmę Stone „Audition” oraz wykonywana przez duet Gosling & Stone „ A lovely night”. Obie piękne, ale nie tak wpadające w ucho jak „City of stars” czy „Another day of sun”. Utwory instrumentalne uzupełniają resztę i bardzo dobrze ich się słucha.
Ta płyta to będzie gratka dla fanów musicali i muzyki filmowej. Te piosenki mają szansę zapisać się w historii tuż obok „Singing in the rain” czy „Sunrise sunset”. Nie wiem czy film mi się spodoba, sądząc po muzyce może tak. Prócz omówionej płyty z soundtrackiem został wydany jeszcze krążek z całą muzyką z filmu, w sumie znajduje się na nim trzydzieści utworów instrumentalnych. Włączam sobie tę płytę kiedy czytam oraz przed snem. Naprawdę polubiłam obie te płyty i z pewnością będę często do nich wracać.
Moja ocena: 8/10
Zdjęcie główne pochodzi ze strony: http://www.hollywoodnews.com/2016/12/02/nyfcc-gives-la-la-land-best-picture-while-the-bfca-announces-their-nominees/
*okładki płyt pochodzą ze strony http://www.lalalandsoundtrack.com/