Skin coach. Czy prosta i minimalna pielęgnacja ma rację bytu?

Czaiłam się na tę książkę na długo przed jej premierą. Głównie za sprawą przepięknej okładki. Do tego doszły moje długoletnie poszukiwania kluczu idealnej pielęgnacji skóry. Dodatkowym atutem, który mnie przekonał do zakupu tej książki jest autorka „Skin Coach”, Bożena Społowicz, która jest Polką. Brzmi to dziwnie. Czemu jednak jest to dla mnie ważne? W przypadku polskich autorów istnieje duże prawdopodobieństwo, że porady i zasady będą dostosowane to realiów w jakich żyjemy np do klimatu. Tak więc nie miałam wyjścia i musiałam zapoznać się również z tą pozycją. Czy było warto?
POCZĄTKI BYWAJĄ TRUDNE
Tak było i w tym przypadku. Pierwsze dwadzieścia stron traktuje o coachingu, o skin coachingu i innych tego typu sprawach, z których nie da się zbyt wiele wynieść dla siebie. Rozumiem, że wstępy wodę lejące muszą się znaleźć w każdej poradnikowej książce. Moim zdaniem, gdyby ich nie było książki zyskałyby na wartości, merytorycznej oczywiście. Starałam się jak najszybciej przebrnąć przez te kilkanaście stron. Miałam jedynie nadzieję, że kolejne rozdziały będą bardziej konkretne i przydatne.
NIBY TO SAMO, A JEDNAK COŚ INNEGO
Pomijam cały ten coaching. Bo jakoś ta filozofia do mnie nie przemawia. Bożena Społowicz przedstawiła w swojej książce konkretne plany pielęgnacji różnych typów skóry. Tak, wiem… Wiele pozycji na rynku również to robi. Podobne jest także podejście holistyczne. Jednak „Skin coach” przedstawia cały ten majdan od innej strony. W stylu bardziej slow. Nie musimy się spinać, nie musimy próbować miliona różnych specyfików, by znaleźć ten jedyny i słuszny. Autorka rozprawia się również ze sprawą „słoneczną”. Jedni są fanami filtrów inni wolą brąz. A co z witaminą D, która wchłania się jedynie przez skórę? Bo wiadomo przecież, że naturalna suplementacja jest najlepsza. Społowicz podpowiada również czego szukać a czego unikać w kosmetycznych specyfikach.
TO CO DO MNIE PRZEMAWIA
Jest kilka rzeczy w tek książce, które naprawdę do mnie przemawiają i które wdrożę u siebie:
- MINIMALIZM KOSMETYCZNY – Bożena Społowicz mówi wprost, że im mniej kosmetyków używamy tym lepiej.
- REALIZACJA PLANU W 80% – nie musimy się spinać każdego dnia, że balsam, że krem, że tonik i pierdyliard innych rzeczy.
- KOŁO SKÓRY – analiza wszystkich rzeczy wpływających na naszą skórę. Wyniki bywają zaskakujące.
- PIRAMIDA MŁODOŚCI – kojarzy ktoś piramidę żywienia Maslowa z biologii w gimnazjum. Tak? No to jest bardzo podobny twór, tyle że dotyczy pielęgnacji – swoją drogą bardzo pomocny.
To tylko kilka najważniejszych aspektów, do których zamierzam się zastosować. W książce jest ich o wiele więcej. W „Skin Coach” znajdziemy proste przepisy na domowe balsamy i toniki. Autorka w swojej książce przedstawia kompletny plan działania dla poszczególnych typów skóry: problematycznej, interaktywnej, hiperpigmentacyjnej czy przedwcześnie starzejącej się. Plan obejmuje nie tylko rytuały kosmetyczne ale i suplementację oraz dietę. Kompleksowo, prosto i minimalnie. I tak ma być.
WIZUALNIE IDEALNIE
Dawno nie widziałam tak pięknie wydanego poradnika. Piękna okładka, piękna wklejka, gruby kredowy papier oraz piękne fotografie. Ta książka to wizualna uczta dla oka. Okładkowe sroki będą w pełni zadowolone. Piękna jest również autorka. Ma 38 lat, w co nie mogłam uwierzyć. Według mnie wygląda na góra 23 lata. Bożena Społowicz jest najlepszą reklamą swojej książki.
BO NIBY WSZYSTKO WIADOMO
Przeczytałam wiele książek o pielęgnacji skóry i „Skin Coach”, ku mojemu zdziwieniu uplasował się bardzo wysoko w moim rankingu. Może po wdrożeniu przeze mnie większości zalecanych przez autorkę zasad, kto wie, będzie na samym szczycie mojej listy najlepszych. Autorka przekonuje, że na w pełni kompletną pielęgnację nie potrzeba 5 godzin, a jedynie 20 minut. Każda kobieta lubi o siebie dbać, ale czasami bywa to męczące. Taki obrót sprawy bardzo mi pasuje.
Moja ocena: 8/10