Podejście zero waste sposobem na szczęście?

Podejście zero waste sposobem na szczęście?

Obecnie „szczęście” jest na wyciągnięcie ręki. Gdzie się nie spojrzymy tam krzyczące z księgarnianych półek tytuły idealnej drodze do osiągnięcia szczęścia, harmonii, zdrowia i wielu innych niezbędnych aspektów dobrego życia. Ostatnimi czasy dużą popularnością cieszy się filozofia „zero waste”, która polega mniej więcej na zero odpadowym życiu czy też prowadzeniu domu. Jakie korzyści mogą płynąć z takiego stylu życia? Nasza piękna planeta ma na tym zyskać, ale nie tylko. Stosowanie się do zasad „zero waste” ma prowadzić do zyskania czasu, energii, spokoju ducha no i pokochania swojego otoczenia ( którego nie będzie już trzeba odgruzowywać z mnóstwa śmieci). Jak się to ma do rzeczywistości? A no bardzo ciekawie…

HISTORIA BEI JOHNSON

Bea Johnson miała w swoim pięknym życiu absolutnie wszystko. Cudowną rodzinę, ogromny dom, kilka samochodów, piękny i duży ogród. Żyć nie umierać, tylko cieszyć się życiem. Z czasem jednak wszystko Bei zaczęło przeszkadzać. Sprzątanie ogromnego domu zajmowało jej za dużo czasu. Nie miała czasu dla bliskich. Ciągle martwiła się o rzeczy materialne, a ich ilość ją przerażała. Postanowiła to zmienić i krok po kroku zaczęła żyć i prowadzić swój dom w stylu zero waste. Większości rzeczy się pozbyła , a z wielkiego domu przeprowadziła się z rodziną do dużo mniejszego pod względem metrażu mieszkania. Mając mniej jest szczęśliwsza. Ma czas dla swojego męża i synów. A spakowanie walizki na każdy wyjazd zajmuje kilka minut.

DOM BEZ KOSZA NA ŚMIECI?

Dla mnie to pojęcie kompletnie abstrakcyjne. Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić. Kosz w mojej kuchni zajmuje ważne miejsce i przyznam, że jest ogromny. Przyznam też, że nie wyobrażam sobie bez niego życia. Nie bez podróży, nie bez ulubionego jedzenie, ale bez kosza. Sama nie wierzę w to co piszę.

ZA DUŻO WSZYSTKIEGO

Bo ogólnie mamy za dużo wszystkiego. Po przeczytaniu „Pokochaj swój dom” zabrałam się do pracy. W moim domu zdecydowanie było za dużo foliowych torebek za kilka groszy z marketu. Jak je wszystkie policzyłam dosłownie zdębiałam. Unikając ich zakupu mogłabym iść z mężem do kina i na kolację. Zamiast tego siedziałam przez pół wieczoru w jednorazówkach.

EKSPERYMENT

Jednorazówki to nie jedyny problem. Niestety. Problemem są śmieci i ich ogromna produkcja. Gdyby ktoś płacił mi za produkcję śmieci, pewnie nie pisałabym tego tekstu tylko pływała gdzieś na małym jachcie po Morzu Śródziemnym.

Postanowiłam przeprowadzić eksperyment. Na ile wystarcza jeden sześćdziesięciolitrowy worek na śmieci dwóm osobom. No i w ciągu czterech tygodni naprodukowaliśmy 6 takich ogromnych worków śmieci, kilkanaście kilogramów papieru i makulatury oraz 3 worki plastiku i 2 worki szkła  ( takie duże, do selektywnej zbiórki odpadów). O „straconym” czasie na zajmowanie się tą górą śmieci już lepiej nie będę mówić.

OCZEKIWANIA VS RZECZYWITOŚĆ

Z wieloma postulatami Bei się zgadzam. Wiele jednak wzbudza we mnie niemały wstręt i odrazę oraz zdziwienie. Nie planuję do pielęgnacji używać metalowych akcesoriów a podczas toalety stosować nietuzinkowych praktyk. Czy wyprawiać resztkowych przyjęć (jakoś godzi to w moje poczucie gościnności). Będę jednak chodzić na zakupy z własnymi lnianymi siatkami oraz pojemnikami na żywność. A nad każdym zakupem zastanawiać się i pytać samej siebie czy mi to naprawdę potrzebne.

PODSUMOWANIE

Lektura „Zero waste home” wiele mi uświadomiła. Choć nie planuję stosować się do wielu kontrowersyjnych praktyk (z obawy o zdrowie i kondycję psychiczną :D) to kilka sztuczek już zastosowałam i będę wdrażać kolejne.

Myślę, że tę książkę powinien przeczytać absolutnie każdy i podejść do jej treści z dystansem. Umiar to słowo klucz.

Jeśli chodzi o styl autorski to Bea Johnson ma niewątpliwy talent  do opowiadania i ja przeczytałam tę książkę szybciej niż sądziłam. A czytało się bardzo przyjemnie, choć niektóre praktyki zero waste przyprawiają czytelnika o dreszcze czy też osłupienie.

Jakby co książka została wdrukowana na ekologicznym papierze.

Książka „Pokochaj swój dom” w trzech słowach: uświadamiająca, lekka, totalnie zero waste

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora