Pamięć lawendy – Reyes Monforte

Pamięć lawendy – Reyes Monforte

Powieście obyczajowe to rzadko kiedy moja literacka bajka. Kiedyś uwielbiałam, a obecnie bardzo ostrożnie dobieram tego typu lektury. Kilka razy mocno sparzyłam się na kiepskiej i infantylnej fabule z nieznośnie naiwnymi bohaterami. Dlaczego więc postanowiłam przeczytać „Pamięć lawendy” Reyes Monforte? Bo chciałam sprawdzić czy trudny temat jaki porusza – żałoba nie przyprawi mnie o cykliczne przewracanie oczami i facepalmy. Po lekturze z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że oczy mnie nie bolą.

ZARYS FABUŁY

Fotografka Lena cierpi po śmierci męża, który umarł kilka miesięcy temu na raka. Sama o sobie mówi, że też umarła tamtego dnia. Postanawia pożegnać się z mężem rozsypując jego prochy na lawendowych polach. Ten moment będzie dla niej niemal przełomowy. Po raz pierwszy od miesięcy sięgnie po aparat i zrobi zdjęcie.

Powrót w rodzinne strony męża wzbudzi nie tylko wiele emocji ale i obudzi uśpione rodzinne konflikty i przykrytą warstwą kurzu nienawiść. . Dla Leny słowo „wdowa” do tej pory było najgorszym słowem na świecie. Teraz jest nim „szwagier”. Tymczasem na hiszpańskiej prowincji w  Tarmino rozpoczyna się Festiwal Lawendy.

STRATA

Pięknie, po prostu pięknie Monforte pisze o stracie, o żałobie i miłości, emocjonalnej śmierci. Choć „Pamięć lawendy” nie ma typowej pamiętnikowej formy, to właśnie tak to się czyta, jak pamiętnik czy wspomnienia. Historie i anegdoty nie są ani trochę wymuszone. Wszystko jest niezwykle naturalne, a identyfikowanie się z Leną i jej cierpieniem przychodzi niesamowicie łatwo. Przewijające się różne wątki i emocje są ze sobą nadzwyczaj zgrabnie połączone, a co za tym idzie czytając „Pamięć lawendy” czytelnik odczuwa względną harmonię. Tak jakby wszystko było na swoim miejscu.

Lena w swojej opowieści nie użala się nad sobą, choć mówienie o własnej tęsknocie i bólu z dystansem jest niewymownie trudne.  Porusza temat żałoby w niemal każdym aspekcie – od rozgrzebujących rany kondolencji, po mądrości ludzi w stylu „on by sobie tego życzył”. Opowiada jak wali się świat i to co mówią inni nie ma żadnego znaczenia, nawet gdy są to najpiękniejsze słowa pocieszenia. Mówi o samotności – tej pożądanej i tej znienawidzonej.

Lena w spadku po mężu dziedziczy również przyjaźń bliskich jej mężowi ludzi, którzy po prostu są obecni również teraz. Kiedy ktoś bliski umiera jednym z uczuć które pojawia się jako pierwsze i pozostaje najdłużej jest uczucie pustki, z którym nie można sobie poradzić. Dopiero pewne impulsy, często negatywne sprawiają, że człowiek zaczyna coś zmieniać. W przypadku Leny jest to nienawiść do brata swojego męża – rodzinnej czarnej owcy. Uporanie się z nią jest oczyszczające. Nagle brak siły na cokolwiek przeradza się w nieodpartą chęć „zrobienia porządku”.

PAMIĘTNIK

Pamiętnik Leny to działający na zmysły zapis wspomnień, od pachnących przyprawami hiszpańskiej kuchni, spotkań z przyjaciółki na hiszpańskiej prowincji po połacie porośnięte lawendą. Każdym dłuższym opisem rządzi niemal namacalny szczegół. Jak to w pamiętniku tak i w tej historii przeplata się wiele tematów, a Lena sprawnie między nimi przeskakuje częstując czytelnika szczegółami pracy fotografa mówiąc o ustawieniach aparatu po podróże z mężem po całym świecie. To wszystko uzupełnia o obrazy z przeszłości i dzieciństwa. Odważnie i pięknie mówi o uczuciach i absolutnie się z nich nie tłumaczy. I to jest cudowne. Bo z uczuć absolutnie nikt nie musi się tłumaczyć.

PODSUMOWANIE

Z całego serca polecam „Pamięć lawendy” wszystkim tym, którzy zmagają się bądź zmagali się z śmiercią bliskiej osoby. To powieść, która ukoi duszę i nieco oczyści umysł z natłoku trudnych myśli. Książka Reyes Monforte ma na swój sposób wartość terapeutyczną. Jeśli ktoś jest poradnikowym sceptykiem to niech zapozna się z historią Leny. Nic na tym nie straci.

Wiecie, obawiałam się, że w pewnym momencie ta eskalacja uczuć i emocji mocno mnie zmęczy i zwyczajnie znudzi. Było to jednak niemożliwe bo „Pamięć Lawendy” to intensywny obraz drogi, trudnej i wyboistej, ale i pełnej nadziei. Nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko ma swój niepowtarzalny idealny czas.

Jak już wcześniej wspomniałam ta książka to działająca na zmysły podróż. Bez słodzenia, infantylności i żałosnych dialogów.

Jeśli zdecydujecie się na tę książkę to polecam do lektury zapalić sobie lawendową świecę i włączyć muzykę Carli Bruni ( tak, wiem, ze akcja książki ma miejsce w Hiszpanii, ale Carla Bruni idealnie się wpasowała w klimat hiszpańskiej prowincji)

Przeczytaj jeśli:cenisz dobre powieści obyczajowe, które mówią o emocjach godnie i kojąco, a nie

„Pamięć lawendy” w trzech słowach: piękna i pachnąca lawendą obyczajowa uczta

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu WAM