Czy „Hygge po polsku” jest w ogóle możliwe?
W ostatnim roku zostaliśmy dosłownie zasypani duńskim Hygge ( no przecież nie śniegiem) i filozofią bazującą na odnajdywaniu szczęścia w otaczającej nas codzienności. Jak się ma duńskie myślenie do polskiej rzeczywistości? Polskie hyggowanie postanowiła przedstawić Iza Wojnowska w bardzo klarowny sposób przy użyciu przykładów z życia. Zamykając polskie hygge w trzech pojęciach kluczowym pojęciach.
BLISKOŚĆ
W pierwszym rozdziale poznajemy wiele historii, bardzo prostych i prozaicznych o współodczuwaniu i wspólnym przeżywaniu „małych” chwil. Historie z obierek, mandarynkowe święta, babskie taneczne wieczorki to tylko niektóre z opowieści. Wprowadzają czytelnika w pozytywny nastrój i prowokują do odnalezienia w dotychczasowym życiu takich właśnie historii. Czas spędzony z drugim człowiekiem jest nie do przecenienia, a zapachy, wspólne jedzenie, światło pięknie utrwalają te chwile w naszej pamięci.
ZMYSŁY
Ciepła barwa światła, smaki dzieciństwa, ulubiona porcelana. Nasze zmysły dają ogromne pole do popisu i są środkiem do celu jakim jest szczęście. Umiejętne wykorzystanie działa cuda i możliwość celebracji codzienności.
Zapach świeżo upieczonego chleba jest chyba jednym z moich ulubionych… Rzadko go robię, ale kiedy już się zmobilizuję to uwielbiam cały proces przygotowywania i konsumpcji chleba o dumie( z wypieku) już nie wspominając. Zakwas, zaczyn i wyrastanie chleba. Kiedy zostawiam go na noc by wyrosnął i ta poranna radość kiedy się okazuje, że można go upiec. A ten zapach po upieczeniu i wieczorna kanapka z pomidorem to zwieńczenie dzieła i przepyszna nagroda za włożony trud.
SPONTANICZNOŚĆ
Zrobienie czegoś bez zbędnego zastanawiania się jest obecnie nie lada wyzwaniem. Kiedy prym wiedzie organizacja i planowanie, trudno wyjść przed szereg i nie trzymać się wyznaczonej ścieżki. Czasami, a może nawet częściej warto odpuścić, skręcić w lewo, nie planować, śmiać się do rozpuku, leniuchować ile wlezie, bałaganić i się nie martwić. Czerpać z danej chwili to co najlepsze.
Od jakiegoś czasu nie lubię zwiedzać. Muzeów, zamków, kościołów. Wydaje mi się to okropnie nudne. Wolę się zgubić. Wejść to tu to tam. Wypić kawę. Jedną, druga piątą. Trafić w miejsce, w które gdybym trzymała się przewodnikowych tras nigdy bym nie trafiła. Zwiedzanie z przewodnikiem w ręku stało się dla mnie okropnie nudne i przewidywalne. Przestałam praktykować i jest mi z tym bardzo dobrze.
MOJE POLSKIE HYGGE
Po lekturze „Hygge po polsku” odkryłam, że sama hygguję i to nawet bardzo często. Bo to niezwykle proste i bardzo intuicyjne. Często wracam do smaków dzieciństwa. Szczególnie do świeżego chleba z pomidorem, który będąc małą dziewczynką przygotowywałam z babcią dla całej rodziny. Uwielbiam niedzielne spacery z moim mężem jednocześnie robiąc plany mniej lub bardziej odległe w czasie. Czasami nie mogę uwierzyć ile pomysłów może przyjść do głowy, tylko dlatego, że jest się na zewnątrz. Nie ma też nic lepszego jak zasypianie w świeżo wypranej pościeli. Szczęście też odczuwam kiedy piję rano kawę w kuchni stojąc przy blacie i jednocześnie obserwując co się dzieje za oknem. Harmonia poziom milion. To tylko niektóre skrawki z życia, w których doceniam chwilę i czerpię z niej maksimum szczęścia jakie może mi dać.
PODSUMOWANIE
Spodziewałam się infantylności na najwyższym poziomie. Na szczęście (nomen omen) się przeliczyłam. Książkę Izy Wojnowskiej połknęłam w jeden wieczór, a o hyggowaniu rozmyślałam przez kilka kolejnych. Historie tak wielu osób chwyciły mnie za serce i w wielu widziałam samą siebie. Nauczenie się doceniania prozy życia to ogromna wartość. I nie, nie chodzi o że dziś będę hygge czy tam szczęśliwa a jutro już nie. Jak już wcześniej wspomniałam, to przychodzi samo i jest intuicyjne. Uwielbiam się cieszyć z małych rzeczy i krótkich chwil. Nigdy nie przestanę tego robić.
Zbliżają się święta i polecam „Hygge po polsku” na prezent. Czy to dla siebie czy dla bliskich. Dla bliskich polecam w szerszym zestawie z drobiazgami. Pyszna herbata, skarpetki, świeca, kubek, lampa, koc, poduszka…
„Hygge po polsku” w trzech słowach: ciepła, przyjemna, no i hygge.
Moja ocena: 7/10
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Insignis